Na kanwie dyskusji o budowie w Mielcu Muzeum Wytwórni Sprzętu
Komunikacyjnego, które dyskutantom, nie pamiętającym o produkowanych w
WSK silnikach Leylanda, golfach, chłodniach, lodówkach i mikrusach,
kojarzy się jednoznacznie z Muzeum Lotnictwa albo Zakładu Lotniczego,
zadałem sobie pytanie, czy jest coś, co nas łączy. Nas mielczan.
Czy jest jakaś sprawa, idea, osoba, rzecz etc. Co do której większość
Mielczan jest zgodna w ocenach, czy to pozytywnych czy nawet
negatywnych. Bo negacja, opór, protest także łączą. Czy jest coś, co nas
łączy, co czyni nas społeczeństwem, a nie zbiorem jednostek?
Czy – dla przykładu – jest tym czymś ochrona środowiska w Mielcu i
łącząca się z nią jakoś tam ochrona zdrowia? Byłbym bardzo sceptyczny w
udzielaniu twierdzącej odpowiedzi co do sprawy pierwszej, pomimo
ciągłych protestów przeciwko zanieczyszczaniu miasta. Co prawda są
jaskółki zmian, choćby inicjatywa senatora Ortyla, która świadczy, że
również tzw. oficjele zaczynają dostrzegać problem, to jednak znakomita
większość mielczan wokół sprawy się nie zjednoczy. No chyba że dziwnie
zachorują. A gdy już zachorują, to w ocenie służby zdrowia osiągają
daleko idący konsensus – uważają, że jest fatalna. Nawet jak mają
najlepszy szpital w województwie. A co to znaczy – najlepszy?
To może ważną dla większości sprawą jest rozwój miasta? Chyba
większość odpowie twierdząco. Obwodnica, nowi inwestorzy, galeria, most
na Wiśle czy Wisłoce. To ma poparcie. No chyba że akurat drogę czy
spalarnię śmieci ktoś zechce zbudować w pobliżu własności prywatnej. O,
to po naszym, mieleckim trupie. Drugi most na Wisłoce w zasadzie
popierają wszyscy za wyjątkiem sąsiadów dróg dojazdowych, których nie
przekonują nawet ekrany dźwiękochłonne i wzrost wartości działek przy
nowej drodze.
Czy wspólną sprawą może być pamięć przeszłości? Pamięć lotnictwa,
zakładu lotniczego, pamięć WSK? Nie. Ona powoli umiera, wraz z jej
weteranami, wraz z murami hal, zajmowanymi na inne cele, wraz z rozwojem
w Mielcu Sikorskiego, który tę pamięć za parę lat całkiem zawłaszczy i
przenicuje na amerykański styl.
A może sprawą wspólną jest mielecki sport? Powiedzmy, że nie do
końca, tylko mała część z nas to kibice. Nie ma już pierwszej mieleckiej
jedenastki. Nie będzie pewnie i kolejnej, nawet jak będzie nowy
stadion.
A może wspólną ideą będzie odbudowa mieleckiej kolei? Nic bardziej
błędnego. To może restauracja mieleckiego lotniska? Sądząc po dyskusjach
na ten temat można by tak sądzić. Ale tylko idealiści nie liczący się z
twardymi realiami rynku lotniczego mogą z przekonaniem głosić tezy o
lotach pasażerskich z mieleckiego lotniska. Większość wie, że to
niemożliwe.
O partiach politycznych tu nie będzie. Rozkład sympatii jest w miarę
znany i nic z niego istotnego nie wynika. Politycy krajowi podobnie.
Sympatie do polityków lokalnych także są – delikatnie mówiąc –
zróżnicowane. Podobnie ma się sprawa z wiarą w demokrację lokalną. Tu
raczej jednoczy niewiara w jej istnienie, niż poparcie dla niej.
Chyba tylko Pan Bóg nadal ma największe poparcie mielczan, za nim
Matka Boska, i to jest to, co oprócz wspólnego zamieszkiwania jednego
terytorium, tak naprawdę trochę bardziej nas łączy.
Bo jak się zastanowić, to można dojść do smutnego wniosku, że prawie
nic nas tak naprawdę mocna nie łączy, nie spina w jedną wspólnotę.
Nie łączy nas Polska, Kościół, sport, kultura, nawet rodzina.
Mieszkamy tu, a za chwilę w Anglii. I łza z oczu nie popłynie. Czymże
jest dla młodych ludzi Mielec? Czasami miejscem, w którym są
szczęśliwi, a najczęściej miejscem przymusowego pobytu, które chętnie
zmieniliby na inne, bardziej bogate, z większymi perspektywami, z
łatwiejszym życie. Tylko brak odwagi przeszkadza w zmianie.
Czymże jest to miasto, ten kraj, w którym względnie dobrze i
bezpiecznie żyją tylko ci, którzy mieli szczęście lub znajomości
pracować w budżetówce, w samorządach, na państwowym. Ci mają pewność
pracy, dobre zarobki, trzynastki (nawet w Sejmie), pracę do emerytury
(wysokiej) i po niej. Mający zagwarantowane utrzymanie z podatków
płaconych przez tych innych ludzi, którzy z przywilejów posiadają
jedynie przywilej ciężkiej pracy.
Co może łączyć społeczeństwo jednocześnie zatomizowane w swoich
prywatnych, by nie powiedzieć, egoistycznych dążeniach i jednocześnie
tak bardzo podzielone na dwa? Nie ma takiego zwornika.
Co nas czeka? Znowu jakieś. rozbiory, jak dwieście dwadzieścia lat temu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zanim napiszesz przeczytaj regulamin
Komentarze są moderowane