Mieleccy policjanci ustalili osobę, która zadzwoniła do mieszkanki Mielca przedstawiając się jako Józiu mieszkający w Rzeszowie. Chłopiec poprosił o pomoc mówiąc, że bije go pijany tata. Okazało się, że był to głupi żart nastolatków.
Przed północą w sobotę 61-letnia mieszkanka Mielca powiadomiła dyżurnego mieleckiej Policji o tym, że kilka minut wcześniej odebrała telefon od zapłakanego chłopca o imieniu Józiu, który prosił o pomoc ponieważ bije go pijany ojciec.
Przed północą w sobotę 61-letnia mieszkanka Mielca powiadomiła dyżurnego mieleckiej Policji o tym, że kilka minut wcześniej odebrała telefon od zapłakanego chłopca o imieniu Józiu, który prosił o pomoc ponieważ bije go pijany ojciec.
Z relacji zawiadamiającej wynikało, iż dzwoniący mieszka w Rzeszowie i mógł mieć około 10 lat. Policjanci rozpoczęli ustalanie miejsca skąd dzwonił chłopiec.
Zastanawiającym był fakt, że chłopiec zadzwonił na prywatny numer, a nie pod prostszy alarmowy 112 lub 997. W efekcie podjętych czynności policjanci ustalili, że trzech chłopców w wieku 10,14 i 16 lat przebywało u swojej babci w jednej z podmieleckich wsi i w ten sposób postanowili się zabawić. Wykręcili przypadkowy numer z książki telefonicznej. Kiedy 14-latek dzwonił z telefonu komórkowego prosząc o pomoc, obok stał 16-letni chłopiec, który uderzał w stół pokrzykując tak, aby uwiarygodnić słowa dzwoniącego. Dobre humory dzieci popsuli policjanci docierając do ich matki, właścicielki telefonu i przedstawili całą sytuację. Nie wykluczone, że tą sprawą zajmie się sąd rodzinny.
Podkreślić należy właściwą postawę kobiety, która niezwłocznie po otrzymaniu takiego telefonu powiadomiła Policję pomimo, że mógł to być tylko nieodpowiedzialny żart młodych ludzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zanim napiszesz przeczytaj regulamin
Komentarze są moderowane