Redaktor Kołodziej z Gazety Wyborczej, stojącej murem za decyzją o podniesieniu wieku emerytalnego, pisze, „że
jeśli chodzi o długość życia, to najlepiej być zamężną kobietą z
wyższym wykształceniem mieszkającą na wsi. Za to wśród polskich mężczyzn
największe szanse na długoletnie życie ma żonaty mieszkaniec
podkarpackiego miasta, najlepiej z wyższym wykształceniem”.
Było
nas czterech młodych ludzi, z wyższym wykształceniem, po dobrych
uczelniach. Był początek lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. W młodym
wieku objęliśmy kierownicze, odpowiedzialne stanowiska w naszej WSK PZL
Mielec i pełni nadziei i wiary wypełnialiśmy swoje obowiązki. Nawet
usiłowaliśmy wprowadzać motywacyjne system wynagradzania, co zresztą
szybko nam wybito z głów.
Jeden był z rocznika 1948, dwóch z 1950 i ja, najmłodszy, z 1951.
Zgodnie
z danymi GUS – u mężczyzna w Polsce żyje średnio 71 lat. Wlicza się w
to także zmarłych w młodości. Ale statystyczny 60-latek ma przed sobą 18
lat życia. Czyli na emeryturze - po reformie - spędzi lat 11.
Statystyczny 75-latek statystycznie pożyje jeszcze lat 9, a więc
emeryturę będzie pobierał lat 17. Tyle dane statystyczne.
Z
nas czterech żyję już tylko ja jeden. Gdy Bóg był dla mnie łaskaw i
gdyby uwierzył w wyliczenia naszego GUS-u, to dodał by mi te lata życia,
których nie wykorzystali moi koledzy. Ponieważ jeden z nich żył 47 lat,
drugi 56, a trzeci 62, to Dobry Bóg mógłby mi dołożyć jeszcze –
ostrożnie licząc, z niemowlakami – 48 lat życia. Czyli umierając miałbym
ponad 100 lat. Czyli na emeryturze żyłbym ponad 40 lat.
Ponieważ Bóg nie oszukuje, to pytam się, kto mnie oszukuje.
Są trzy możliwości.
Pierwsza
jest taka, że wybrałem zbyt mała próbę statystyczną i gdybym wziął
więcej ludzi w moim wieku, wynik nie byłby taki zły. Problem w tym, że
już wielu innych moich kolegów a także nieznajomych mężczyzn z
mieleckich klepsydr umarło, nie dożywając do 60 lat.
Druga
możliwość jest taka , że oszukuje nas GUS, zaniżając śmiertelność,
czego my, śmiertelnicy, nie jesteśmy w stanie sprawdzić, bo jak chcemy
sprawdzić, to już jesteśmy nieśmiertelni.
No
i trzecia jest taka, że GUS mówi statystyczną prawdę, tylko że jest to
prawda cząstkowa. Może bowiem być tak, że tacy jak my czterej, tyrający w
fabrykach od rana do wieczora, wypracowujemy lata wygodnego życia na
emeryturze tym, którzy się nie wysilają i przez to żyją długo.
Może są i inne możliwości, ale mnie tu nie interesują.
Jaki
wniosek z tego krótkiego felietoniku wynika dla mnie? Ano taki, że
powinienem mieć prawo iść na emeryturę kiedy mi się zechce, bo sam sobie
odkładam na nią fundusze, odkładając dodatkowo na emerytury tych
wszystkich, którzy mają emerytalne przywileje i przyznano im prawo do
emerytur wczesnych, wysokich i w całości opłaconych przez podatników
takich jak ja. I nic nikomu do tego, czy będę miał małą emeryturę czy
większą. To ja mam prawo decydować, czy chcę iść na nią wcześniej i
klepać biedę, czy dłużej pracować.
O
tak! Wiem, że wtedy na emerytury różnych darmozjadów nie miał by kto
pracować, ale to już powinna być ich sprawa i rządu, a nie moja.
Andrzej Talarek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zanim napiszesz przeczytaj regulamin
Komentarze są moderowane