W związku z zapowiadanym końcem świata wielką popularnością cieszą
się sklepy, w których można kupić różne rzeczy, przydatne – tak można by
je ogólnie scharakteryzować – na biwaku w lesie, gdzie nie ma prądu,
kanalizacji, transportu etc. Idą więc jak woda latarki, świeczki,
pochodnie, siekierki, konserwy, rowery, śpiwory i inne takie tam.
Wiadomo przecież, że koniec świata zacznie się od powszechnego braku
energii elektrycznej w gniazdkach i ciepłej wody w kranach. Nie wiadomo –
Majowie tego nie przekazali – jak długo ten świat będzie się kończył,
czy będzie to w tzw. jednej chwili, czy może rozłoży się na raty, jak
wakacje pod gruszą.
Po czynionych zakupach można sądzić, że oczekujący zakładają, że
koniec będzie dość długi, i że wyposażenie biwakowe raczej się przyda.
Jakość nie słyszałem, że spośród grupy wierzących w rychłe
zakończenie ziemskiej wędrówki, ktoś zakłada zagładą tak szybką, że
wszystkie te gadżety będą na cholerę przydatne.
Bo albo jest koniec świata i koniec, albo jest jakaś tam katastrofa i końca raczej nie ma.
Nie słyszałem, by oprócz czynienia zakupów, ktoś wznosił modły, jednał
się z wrogiem i z Bogiem, rozdawał majątek ubogim i tak w ogóle chodził z
dłońmi złożonymi jak do modlitwy.
A więc jednak końca świata chyba nie będzie. A ci różni wariaci,
którzy kupują latarki i konserwowaną fasolę będą mogli opowiadać, jak
właśnie przeżyli koniec świata i nadal mieszkają w najlepszym ze
światów.
Prawie w niebie.
A.Talarek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zanim napiszesz przeczytaj regulamin
Komentarze są moderowane