Blog do wynajęcia Blog do wynajęcia Blog do wynajęcia kontakt

Kto kogo w Polsce „doi”

Doi się krowę a bogatego wujka czy ciotkę się „doi”. O ile oczywiście na to pozwolą. Dla nas taką bogatą ciotką do „dojenia” jest unia Europejska, a wujkiem nasze państwo polskie.

Jak już wszyscy mogli się przekonać przez ostatnie 20 lat, a 10 w szczególności, żyjemy w ustroju zwanym socjalizmem. Tyle tylko, że jest to taki socjalizm a rebours. Przynajmniej w części. Bo o ile w tzw. „realnym socjalizmie” klasą uprzywilejowaną byli robotnicy – i nie jest to żadna demagogia, kiedy patrzy się na los klasy robotniczej dzisiaj, tej z prywatnych, nie państwowych firm – to teraz klasą uprzywilejowaną, utrzymywaną przez podatników ze sprywatyzowanej części społeczeństwa, są rolnicy, urzędnicy i cała sfera budżetowa. Jej i dawniej było dobrze, ale teraz jej wszelakie przywileje zasadniczo rozbudowano.


I niezależnie od tego, która partia określa swoją ideologię w kwestiach gospodarczych a po części i społecznych, zawsze mamy do czynienia z socjalizmem. W przypadku PO jest to socjalizm europejski (taki trochę lewacki na wzór socjalizmu unijnego), w przypadku PiS socjalizm solidarnościowy (Polska solidarna), w przypadku PSL socjalizm chłopski (cała wieś żyje na koszt miasta i Unii), w przypadku SLD jest to socjalizm równościowy (prawa człowieka i nomenklatury), a o Palikocie żal mówić.

Generalnie jednak każda z wersji socjalizmu polega na zabieraniu jednym i dawaniu innym. I zabiera się niekoniecznie bogatym a daje niekoniecznie biednym. Oczywiście każdy najpierw myśli o bogatych, o przedsiębiorcach, i wcale ich nie żałuje, ale tak naprawdę to oni oraz ich pracownicy, najczęściej zarabiający marne grosze by sprostać chińskiej konkurencji, utrzymują to państwo i jego budżetowych beneficjentów.
Bo tak już jest w europejskim socjalizmie, że 51 % pracujących zatrudnionych jest w sektorze rządowym lub firmach i instytucjach, będących na utrzymaniu państwa (podaję za Rzeczpospolitą). Co to znaczy? Ano to, że pozostałe 49 % pracujących w sektorze prywatnym zasila swoimi podatkami pracujących „na państwowym i samorządowym”. Bo i do państwowych firm (z małymi wyjątkami) trzeba dopłacać..

Mimo tego najważniejszym postulatem różnych związków zawodowych i polityków jest postulat, by bardziej opodatkować bogatych. A bogaci to przedsiębiorcy. Niedługo strach będzie być przedsiębiorcą. Strach i wstyd. Do wstydu już niedaleko. Tylko kilka procent młodych ludzi chciałoby pracować na swoim. Wszyscy prawie marzą o ciepłej państwowo samorządowej posadce. W Indiach na swoim chce pracować 80 % młodych ludzi. I dlatego niedługo wykopią nas z rynków.
Jak każdy socjalizm i ten kiedyś upadnie. Upadnie, kiedy już mu nikt nie pożyczy, a dodruk pieniądza będzie miał skuteczność druku marki niemieckiej z lat dwudziestych ubiegłego wieku.
Piszę o tym, bo jeszcze nie wszyscy zdają sobie sprawę, jak bardzo – jako społeczeństwo – brniemy ku katastrofie. Katastrofie końca socjalizmu. Na razie jest dobrze, na razie niewidzialna ręka rynku (sic) działa dla niektórych, więc spora część społeczeństwa jest zadowolona. A ta niewidzialna ręka rynku w naszym wydaniu to ręka znajomego, wujka, szwagra, sąsiada, kolegi ze szkoły. Bo taki mamy ustrój – rodzinny, swojski.

Dla porządku, byśmy wiedzieli o czym mówimy uściślimy: kiedyś, w jednym z felietonów wprowadziłem pojęcie narodu socjalistycznego (cała sfera budżetowa, rządowa i samorządowa, ale i rolnicy, robotnicy firm Skarbu Państwa), który żyje z podatków płaconych przez naród sprywatyzowany (cała reszta narodu).

Oczywiście sfera budżetowa też płaci podatki i inne daniny, ale mogłaby tego nie robić. Wystarczyłoby, gdyby jej wypłacać pensje o te podatki niższą, bo i tak są to pieniądze z podatków od narodu sprywatyzowanego.

Przyjmijmy to do świadomości: na funkcjonowanie Państwa, a więc i wypłaty sfery budżetowej (o czym poniżej) środki wypracowuje sprywatyzowana część narodu. Ona i tylko ona. Część socjalistyczna tylko środki konsumuje, często dając za to solidną i potrzebną pracę, ale fakt pozostaje faktem..

Za Forum Obywatelskiego Rozwoju podaję nieco inne dane, niż podawała Rzeczpospolita,
„Na koniec 2011 roku polski sektor publiczny zatrudniał ok. 3,5 mln osób (na 16,13 mln pracujących), co stanowiło ponad 21,6% ogólnej liczby pracujących w Polsce. Odsetek ten jest mniejszy niż np. w Danii (34,8%, 2010 r.), ale też znacznie większy niż np. w Niemczech (14,8%, 2010 r.) czy Hiszpanii (16,7%, 2010 r.”.

Prawie milion osób państwo zatrudnia w oświacie (2010 r.). W tym obszarze zwraca uwagę niemal brak zmian w wielkości zatrudnienia pomimo malejącej liczby uczniów oraz bardzo krótki, na tle innych państw OECD, czas pracy nauczycieli.

Drugą równie liczną grupą są pracownicy administracji publicznej, obrony narodowej i obowiązkowego ubezpieczenia społecznego, których w 2010 roku również było prawie milion.
Pomimo rosnącego znaczenia sektora prywatnego w usługach związanych z ochroną zdrowia, obszar ten wciąż jest zdominowany przez sektor publiczny, w którym zatrudnionych jest ponad pół miliona osób.

120 tys. osób zatrudnionych jest przez sektor publiczny w górnictwie, gdzie silne uzwiązkowienie i upolitycznienie branży kładą się cieniem na wyniki finansowe kopalń.
W przetwórstwie przemysłowym państwo polskie zatrudniało w 2010 roku niecałe 90 tys. osób (po co?), w transporcie ponad 270 tys. osób, w energetyce ponad 110 tys. osób oraz w zaopatrzeniu w wodę i gospodarce ściekami ponad 90 tys. osób”.

Zarobki w sektorze publicznym są wyższe niż w sektorze prywatnym. Częściowo to zjawisko można to tłumaczyć przeciętnie wyższym wykształceniem w sektorze publicznym. Jednak nawet uwzględniając różnice w wykształceniu rozbieżności są bardzo znaczące. Badania Europejskiego Banku Centralnego pokazują, że w przypadku pracowników sfery budżetowej już po uwzględnieniu różnic w wykształceniu zarobki (w kategoriach stawki netto za godzinę) w sektorze publicznym w Hiszpanii czy Portugalii są o 40-70% wyższe niż w sektorze prywatnym. W Austrii, Francji czy Niemczech różnica ta wynosi ok. 20-25%. W Polsce w 2011 r. przeciętne wynagrodzenie brutto w sektorze publicznym (nie uwzględniając różnic w poziomie wykształcenia) było ok 30% wyższe niż w sektorze prywatnym”.

FOR nie porusza jeszcze dwu istotnych spraw, które musimy włączyć w nasze rozważania. Ze środków wypracowanych przez naród sprywatyzowany (plus ciągłe zadłużanie się, które ten naród w przyszłości będzie spłacał), utrzymywani są dzisiejsi emeryci, niezależnie od ich zasług w przeszłości i – to bardzo przykre – utrzymywani są w dużej mierze rolnicy, szczególnie w kwestii leczenia i dopłat do emerytur.

Powyższe pokazuje kalectwo naszego niby kapitalistycznego systemu.

Przecież nie mówię, że nie potrzeba nam sfery budżetowej, że nie potrzeba nam urzędników, wojska, nauczycieli, ale jej rozmiar jest mocno zawyżony, w niektórych częściach rakowo rozrośnięty i niewydolny. Nie rozumiem, dlaczego liczba uczniów przypadających na 1 nauczyciela w Polsce (10,2) jest najniższa spośród wszystkich krajów OECD (średnia: 16) i najniższe pensum godzinowe. Np. w Finlandii pensum wynosi 24 godziny na poziomie szkół podstawowych, 18-24 godziny w odpowiedniku polskich gimnazjów oraz 16-23 na poziomie liceum. W Polsce natomiast pensum wynosi 14 godzin zegarowych bez względu na poziom nauczania.

Nie rozumiem, dlaczego w Polsce na jednego prokuratora przypada niespełna 180 spraw rocznie, podczas gdy we Włoszech liczba spraw przypadająca na jednego prokuratora jest dziewięciokrotnie większa niż w Polsce, w Hiszpanii – jedenastokrotnie, zaś we Francji – piętnastokrotnie.
Nie rozumiem, dlaczego w samych jednostkach bojowych, stanowiących ząb każdej armii służy tylko 25% żołnierzy. W tym samym czasie w jednostkach zaplecza (tzw. ogon) służy aż 75% żołnierzy
Nie rozumiem, dlaczego rolnik, który rzekomo zarabia tylko na przeżycie nie płaci podatków, a robotnik, który zarabia tylko na przeżycie płaci podatki. Nie rozumiem, dlaczego jedni idą na emerytury po 15 czy 25 latach, a inni tyrają do śmierci. Nie wiem, dlaczego finansujemy partie polityczne, które w zamian dają nam jedynie kłótnie.

Nie rozumiem wreszcie, dlaczego 200 urzędników w Unii Europejskiej ma pensje wyższe niż premier Wielkiej Brytanii, a pozostałe 55 tysięcy urzędników Unii, których zadaniem jest sprowadzenie na nas wiecznej szczęśliwości (na kredyt) zarabia wielokrotnie więcej niż każdy średni unijny obywatel. Nie rozumiem, a właściwie to rozumiem, dlaczego niektórym tak zależy na tym, by Unia trwała, nawet jako kikut ekonomiczny i kościotrup ideologiczny,

W Polsce mamy szczególnie dużo do zrobienia w dziedzinie zwiększania produktywności. W jednym ze swoich raportów ekonomiści OECD stawiają hipotezę, że gdyby przeprowadzono odpowiednie reformy (w tym zredukowano sferę budżetową i zwiększono jej efektywność) to polskie PKB per capita mogłoby wzrosnąć dodatkowo o 17 punktów procentowych w ciągu najbliższych 10 lat.

A.Talarek

1 komentarz:

  1. Anonimowy7/12/12

    Zarobki w budżetówce mogą być wyższe w porównaniu z sektorem prywatnym również dlatego, że publiczne nie musi się liczyć z czynnikami rynkowymi (stały dopływ gotówki z podatków).

    Opcja.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń

Zanim napiszesz przeczytaj regulamin

Komentarze są moderowane



Rozkłady jazdy komunikacji prywatnej BUS.....Sprawdź szczegóły..........