Dokładnie
68 lat temu, czyli 6 VIII 1944 roku, Mielec został zajęty przez armię sowiecką,
co błędnie przyjęło się określać mianem „wyzwolenia”, choć obiektywnie rzecz
biorąc mieliśmy tu raczej do czynienia z nową okupacją, poprzedzoną bandytyzmem
czerwonoarmistów.
Mało kto zdaje sobie sprawę, że w ramach akowskiej akcji
„Burza” Mielec został również zajęty przez polską armię podziemną, a do miasta
wkroczyli wówczas żołnierze AK z oddziału „Hejnał”, któremu dowodził por. Piotr
Pazdro. Z kolei sam Mielec został oddany przez Niemców praktycznie bez walki.
W tym krótkim okresie, nad bezpieczeństwem i utrzymaniem
porządku publicznego w Mielcu czuwał pluton AK por. Mariana Manowskiego, który
dozorował obiekty administracyjne i gospodarcze oraz wyłapywał volksdeutschów.
Ciekawych informacji o działalności sowieckich
„wyzwolicieli” na terenie Mielca dostarcza nam relacja Edwarda Glassona, afrykanera
z RPA, lotnika, a po ucieczce z niewoli niemieckiej żołnierza AK. Bombardier
Glasson twierdził, że rabunek na większą
skalę zaczął się dopiero z chwilą przybycia oddziałów drugiej linii. Żołnierze [Armii
Czerwonej] po nocach wchodzili do
mieszkań i kradli przede wszystkim przedmioty świecące się, takie jak lustra,
zegarki, zapalniczki itp.
Wspomniany oddział AK por. Manowskiego starał się
przeciwdziałać tym rabunkom. Jednak już 12 VIII 1944 r. sowiecki komendant
miasta nakazał rozbrojenie oddziału Armii Krajowej oraz zażądał wcielenia jego
żołnierzy do „wojska Berlinga”.
Od tego momentu zaczęła się sowiecka polityka strachu i
terroru. Wiezienia zapełniały się
akowcami, a co najmniej 66 żołnierzy AK z Obwodu Mielec trafiło potem do
sowieckich łagrów. Jedynym ich przewinieniem była obrona polskiej ludności
cywilnej przed bandytyzmem, jaki przywędrował tu wraz z nową okupacyjną władzą
komunistyczną.
W skali całego kraju zjawisko sowieckiego bandytyzmu było
ogromne. Terytorium Polski po raz kolejny zalała wielotysięczna fala żołdactwa
sowieckiego, co skutkowało aktami zwykłego wandalizmu, dewastacją mienia, a
także kradzieżami, morderstwami i gwałtami na masową skalę.
Represje NKWD nie tylko wobec zbrojnego podziemia, ale
także ludności cywilnej osiągnęły niebotyczne rozmiary. Z notatki Berii dla Wiaczesława
Mołotowa z 17 sierpnia 1944 r. wynika, że w tym czasie w obozach NKWD dla
jeńców wojennych przetrzymywanych już było 3415 Polaków.
Wkraczając do Krakowa w styczniu 1945 r. żołnierze 1 i 4
Frontu Ukraińskiego dopuszczali się licznych przestępstw wobec ludności
cywilnej. Do najczęstszych należały gwałty na kobietach, rabunki, bezprawne
rekwizycje w poszukiwaniu alkoholu. Stan bezpieczeństwa na ziemiach polskich w
1945 roku przedstawiał się więc tragicznie.
Na przykład 21 sierpnia 1945 r. wieczorem, dwóch
uzbrojonych czerwonoarmistów dokonało napadu na osadę rybacką Wadąg pod
Olsztynem. W okrutny sposób wymordowali trzyosobową rodzinę Trębalów:
Stanisława i Stefanię oraz ich 10-letniego syna, Józefa. Przed śmiercią znęcali
się nad swymi ofiarami. Rodzicom rozpruli brzuchy, a dziecku odrąbali ręce. Jak
wynikało z relacji świadka wydarzenia, zabójstwa tego dokonali prawdopodobnie
żołnierze nasłani do Wadąga przez telefonistów z posterunku NKWD. Ci bowiem
wcześniej odgrażali się rybakom za to, że dostawali od nich za mało ryb.
Jesienią 1945 roku z województwa poznańskiego donoszono o
nieprzychylnym, a często wręcz nieprzyjaznym zachowaniu Sowietów wobec
ludności, rabunku mienia, licznych gwałtach i awanturach z ich strony.
Strzelaniny, gwałty i bójki wywoływane przez pijanych żołnierzy należały tu do
zjawisk codziennych.
Na Pomorzu poszczególni dowódcy Armii Czerwonej często
wtrącali się w sprawy gminne, zmuszali osadników do robót na rzecz swoich
jednostek, rekwirowali konie i bydło. W Malborku, w województwie gdańskim,
gwałcenie kobiet bez względu na ich wiek i stan zdrowia było na porządku
dziennym. Co więcej, wypadki takie miały miejsce nie tylko we wsiach, ale i w
samym centrum miasta w środku dnia.
Częstotliwość dokonywanych przestępstw zależała
oczywiście od liczby stacjonujących na danym terenie wojsk radzieckich i była
do niej wprost proporcjonalna. Co więcej, bezkarność i okazja łatwego zysku
powodowały, że w procederze tym uczestniczyli nie tylko szeregowi, ale także
oficerowie.
Z kolei w rejonie Szczecina urządzenia i budynki miejskie
były systematycznie rabowane i dewastowane. Towarzyszyły temu liczne rozboje,
gwałty, kradzieże i morderstwa. Tylko w marcu 1946 r. aż 80 proc. zgłoszonych
zabójstw było dziełem żołnierzy Armii Czerwonej.
Przykładów tego rodzaju można niestety mnożyć, a
wszystkie one skłaniają do postawienia pytania: jak w kontekście powyższych
faktów i na jakiej w ogóle podstawie, operującą na terytorium Polski po
zakończeniu II wojny światowej Armię Czerwoną, można jeszcze nazywać „wyzwoleńczą”?
BIBLIOGRAFIA
Mielec
i powiat mielecki w latach 1944-1956, red. Zbigniew Nawrocki,
Jerzy Skrzypczak, Mielec 2005.
Mariusz Lesław
Krogulski, Okupacja w imię sojuszu. Armia
Radziecka w Polsce 1944-1956, Warszawa 2000.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zanim napiszesz przeczytaj regulamin
Komentarze są moderowane