Blog do wynajęcia Blog do wynajęcia Blog do wynajęcia kontakt

Europa w obliczu końca

Już oczami wyobraźni widzę niektórych moich nieumiarkowanych krytyków, którzy na widok tego tytułu pukają się w czoło, mówiąc, że zupełnie oderwałem się od oficjalnej rzeczywistości i przemieściłem się w obszary zajmowane przez jej wrogów, a przynajmniej ludzi źle tej oficjalnej rzeczywistości życzących.

           Jakiż że zawód ich spotka, kiedy dowiedzą się, że właśnie czytają króciutką recenzję z książki Marcina Króla, profesora idei, człowieka do głębi związanego z tą że oficjalną rzeczywistością, wspierającego PO a wcześniej UD, UW i ich klony, który w tym roku wydał pracę zatytułowaną właśnie „Europa w obliczu końca”, i która to praca – ku mojemu nieskończonemu zdziwieniu – przeszła bez jakiegokolwiek echa.

           Nie znalazłem żadnych poważnych jej recenzji, nie odbiła się echem na salonach politycznych, nie została skrytykowana ani pochwalona. Może to jeszcze przed nią, ale może być też tak, że profesor Król napisał książkę, z którą wszystkim jest nie pod drodze.
Kościołowi, bo poddaje go w książce wielkiej krytyce, chociaż zupełnie nie wiem za co, bo nie wynika to z tekstu książki, o czym będzie poniżej.
Platformie Obywatelskiej, bo krytykuje to coś, co u nas niektórzy jeszcze nazywają demokracją i wieszczy potężny kryzys, o którym ona, jako partia władzy, chciałaby jeśli nie zapomnieć, to przynajmniej nie mówić.
Prawu i Sprawiedliwości, któremu ten przepowiadany kryzys powinien być na rękę, a nie jest, bo profesor daje diagnozy, którego PiS, jako ewentualna partia władzy i tak nie byłby w stanie wprowadzić w życie.

        Reszcie opozycji, która winna się cieszyć, bo Marcin Król pośrednio wychwala to coś, co ona kiedyś nazywała internacjonalizmem, czyli wspólnotę ponad narodami i liberalizm, a jakoś się nie cieszy.
No i kręgom Gazety Wyborczej, na których rzecz Profesor uczynił niesamowitą koncesję, pisząc o nacjonalizmie i obwiniając go o połowę kryzysowego zła, czyniąc to nieumiejętnie, co stawia pod znakiem zapytania część jego diagnoz.
A książka jest naprawdę ciekawa. Na dodatek Król stawia tezy dotyczące zdefiniowania kryzysu, które jakby wyjął mi z głowy. Dlatego tak się do tej książki „zapaliłem”, tym bardziej, że o kryzysie piszę od co najmniej trzech lat.
Zupełnie inaczej jest, jeśli chodzi o określenie przyczyn kryzysu, bo z tymi zgadzam się tylko w części.

       Kiedy przeczytałem pierwsze akapity książki, pomyślałem, że wreszcie jest Polak, który zmierzył się z tematem, który inni tylko zaczarowują.
A zaczyna się ona tak.
„Mamy do czynienia z umiarkowanym kryzysem gospodarczym, poważnym kryzysem politycznym, dramatycznym kryzysem cywilizacyjnym i być może śmiertelnym kryzysem duchowym”.
Dalej profesor definiuje cztery podstawowe – jego zdaniem – wielkie europejskie spory, które doprowadziły do obecnego stanu bezradności i omawia je w kontekście ostatnich 200 lat. Zaznacza przy tym, że „Europę cechuje obecnie przede wszystkim strach .. intelektualny i duchowy”, który sprawia, że zaczynamy się kręcić w kółko i nie jesteśmy w stanie podjąć rozsądnych decyzji.
Spory te to:
1. Religia jako przesąd i Kościół odwrócony od świata.
2. Nacjonalizm i państwo narodowe przeciw uniwersalizmowi.
3. Przyjemność jako cel ludzkiego życia
4. Demokracja przeciwko liberalizmowi i liberalizm przeciwko demokracji.
Rozpatrzmy je pokrótce.

       Sporowi pierwszemu, czyli konfliktowi pomiędzy wiarą i niewiarą, racjonalizmem a irracjonalizmem (jak chce Profesor) , czy ideami francuskiego (głównie) Oświecenia a Kościołem, poświęcono w książce pierwszych czterdzieści stron, by w dalszej części obszernie do tej sprawy powracać. Tylko po co tak dużo? Bo o ile na początek Profesor stawia kilka interesujących (dla mnie) tez, będących swoistymi wynalazkami Oświecenia, jak np.: „zło istnieje tylko dlatego, że się o nim mówi, że się nim straszy po to, żeby utrzymać władzę. Jeżeli usuniemy źródło samego słowa, samego pojęcia, usuniemy także zjawisko” oraz „że zło można po prostu zlikwidować, kasując wiarę i religię”.( Pyszne, co?)
Co za tym idzie „pojawiła się potężna i do dzisiaj nie porzucona nadzieja, że można zbudować świat bez obecności zła”.
Też pyszne, ale nadal wielu w to wierzy, nie wierząc w Boga. I jeszcze jedno ważne odkrycie tamtych czasów, o którym trzeba wspomnieć. Rozwój to wiedza, wiedza nie ma granic i „wiedza wyzwala, także wyzwala od zła”.
I po tych ciekawych, określających w dużej mierze myślenie Oświecenia cytatach i rozważaniach, przechodzi Profesor do krytyki zachowań Kościoła, a właściwie Papieży, którzy – wg niego – nie uczynili przez 200 lat niczego, by zrozumieć(?) i wyjść naprzeciw ideom Oświecenia.
I tego to już ja nie rozumiem.

        Książka szuka przyczyn kryzysu, w jaki weszła i wchodzi coraz głębiej Europa. Z jej treści wynika, że idee Oświecenia (czyli jednocześnie odrzucenie przez społeczeństwa religii) w dużej mierze okazały się być przyczyną tego kryzysu. Można więc wyciągnąć pośrednio wniosek (Profesor tego nie artykułuje), że może byłoby lepiej dla nas wszystkich, gdyby jednak wiara i religia odgrywała w życiu społecznym bardziej znaczącą rolę. Trudno tu więc zrozumieć, po co taka krytyka działań papieży? Jeśli zwyciężyły idee Oświecenia, to dlaczego mieć pretensje do religii? Że się za mało starała i dała się wyprzeć z życia społeczeństwa?
A może religia (wg Profesora) powinna być religią filozofów? Może dlatego krytykuje Kard. Wyszyńskiego, za jego „ludowy katolicyzm”, nie wspominając, jak wygląda ten inny katolicyzm na Zachodzie Europy. Bo filozofowie mogą filozofować, ale dopiero wtedy, jeśli bez zastanowienia wierzą, że „słowo może stać się ciałem”. Bez tej wiary każda filozofia w religii to początek końca tejże religii. Na szczęście polski Kościół jest mądrzejszy od najmądrzejszych filozofów i mimo kryzysu wiary nie jest z nim tak źle, jak na Zachodzie.

        Druga kwestia – nacjonalizm. Nacjonalizm to dla Profesora coś, czego mogło nie być w Europie, tak jak mogło nie być państw narodowych więc chyba i narodów jako takich. „W wielkim uproszczeniu można powiedzieć, że powstanie nacjonalizmu jako zbiorowego społecznego uczucia, a także państwa narodowego jako instytucji, było rezultatem specyficznej, niepowtarzalnej europejskiej głupoty i zdrady prawdziwego dziedzictwa Europy”.

          Usiłowałem doczytać się, dlaczegóż to wg Profesora nacjonalizm jest winny kryzysu dzisiejszej Europy i nie znalazłem tego. Mam nieprzeparte wrażenie, że nacjonalizm jest – według pewnych kręgów – winny wszystkiemu, a więc i kryzysowi. Bo opisując stan międzywojnia Profesor odsądza od czci i wiary nacjonalizm, obwiniając go o wszelakie zło tamtego czasu, w tym o nazizm i jego skutki, a ani słowem (sic) nie wspomina o winie komunizmu. A przecież ta wina, także za rozpętanie II wojny, jest dzisiaj ewidentna. Więcej – karykaturalnie, ale jednak był komunizm przez dziesięciolecia siłą ponadnarodową, a przynajmniej za taką chciał uchodzić, czyli był tego nacjonalizmu zaprzeczeniem. Więcej jeszcze: dzisiejsi władcy Unii Europejskiej to dzieci różnych ruchów lewicowych, od komunistycznych poczynając a na lewackich kończąc.
Więc można by rzec, że Unią rządzi ideologia, będąca zaprzeczeniem nacjonalizmu. Dlaczego więc i skąd ten kryzys? Może nacjonalizm jako przyczyna kryzysu i leitmotiv tej książki osadzono dla kogoś kto czyta i nagradza? Jeśli tak, to pomysł chyba okazał się chybiony.
To były dwa powody kryzysu, z którym albo się nie zgadzam (nacjonalizm) albo inaczej je widzę (Wiara i Oświecenie).

         Natomiast w pełni zgadzam się z tezami książki o wielkim wpływie na kryzys wyrosłego na podglebiu Oświecenia utylitaryzmu, który to zakładał, że życie człowieka to ma być sama przyjemność, tu i teraz, i że państwo jest zobowiązane tę przyjemność obywatelom zapewnić, a także z tezą, o konflikcie pomiędzy liberalizmem, rozumianym tu jako niczym nie ograniczona wolność jednostki (vide: prawa człowieka rozrosłe do idiotycznych wręcz rozmiarów) a kaleką już dzisiaj zupełnie demokracją.

      Ale o tym niech sobie każdy z obywateli poczyta sam, bo i tak już za dużo napisałem. I proszę mi wierzyć: to naprawdę jest książka warta przeczytania. I ma tylko 211 stron.
Na zakończenie jeszcze tylko bezczelnie przypomnę, że fatalny wpływ idei Oświecenia na naszą rzeczywistość już niejednokrotnie w swoich felietonach opisywałem, krytykując Oświecenia jako największe zło w historii Europy, za co od niektórych z panów dyskutantów nieźle oberwałem, ale tezę tę nadal będę podtrzymywał, wsparty tym razem takim autorytetem jak Marcin Król. I to by było na tyle.

A. Talarek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zanim napiszesz przeczytaj regulamin

Komentarze są moderowane



Rozkłady jazdy komunikacji prywatnej BUS.....Sprawdź szczegóły..........