„Przyglądając
się mieleckim inwestycjom drogowym, już zrealizowanym w ostatnich
latach i będącym „w biegu” trudno powstrzymać się od gorzkiej refleksji.
O obwodnicy Stalowej Woli i Niska w ciągu drogi krajowej mówi się od
lat ponad 10. Podpisuje się porozumienia między samorządami, toczy się
walki z Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad, z działkowiczami,
konsultuje się, prowadzi się podchody niżańsko-stalowowolskie o to, od
której strony obwodnica ma być realizowana, i które
z tych dwóch miast,
jako pierwsze uwolni się od koszmarnego tranzytu komunikacyjnego. I co? I
pstro! Obwodnicy jak nie było tak nie ma, a wszelkie widoki na jej
rychłe rozpoczęcie to, jak mawiają starzy Lasowiacy, „ino siny dym”. Do
tej pory nie został nawet wytyczony przebieg przyszłej drogi, która –
trzeba być realistą – nie ma już żadnych szans na dofinansowanie
środkami unijnymi z kończącego się budżetu UE (czyli może liczyć na
cokolwiek dopiero po roku 2013)” – tak napisano w marcu tego roku w Tygodniku Nadwiślańskim.
Czu
u nas mogło być podobnie? Oczywiście – gdyby nie determinacja władz i
mieszkańców naszego grodu, z którymi wspólnie działałam, by obwodnica
Mielca powstała. Jak najszybciej.
Ale wracając do tytułowego „sinego dymu” warto przypomnieć, że działania do przygotowania obwodnicy Mielca nie były łatwe.
Pamiętam koniec 2007
roku. Do mojego biura poselskiego w Mielcu przychodzili mielczanie po
to, by powiedzieć, że zbulwersowała ich informacja o tym, że pieniądze z
Programu Operacyjnego Rozwój Polski Wschodniej, które wstępnie miały
być przeznaczone na mielecką obwodnicę, pójdą gdzie indziej. Tak
przymierzał Rzeszów. Prezydent Mielca Janusz Chodorowski – ucinał
krótko: Jeżeli tak będzie, to Mielec przenosi się do innego województwa.
Jako poseł nie zasypiałam gruszek w popiele. Jako mielczanka, tu
mieszkająca widziałam problemy, jakie stwarzają zakorkowane przez
ciężarówki mieleckie drogi. Słyszałam jak bardzo tej obwodnicy potrzebują mieszkańcy. Należało
działać. Najpierw była interpelacja do minister rozwoju regionalnego.
Potem spotkania w moim biurze z samorządowcami miasta i gmin, przez
które droga ta miała przebiegać. Wszyscy byli za tym, by obwodnica
powstała. Także przedstawiciele Gminy Wiejskiej Mielec, Borowej, Tuszowa
Narodowego, Gawłuszowic. Zobligowali mnie do pomocy. Stąd
wizyta w sierpniu 2011 roku wiceminister rozwoju regionalnego Iwony
Wendel w Mielcu. Stąd duże z nią spotkanie, by pokazać, udowodnić
naocznie, że Mielec to miasto przemysłowe, a drogi miejskie i powiatowe
są rozjeżdżane przez ciężarówki, że może być jeszcze gorzej, bo już
zaczynają działać firmy w Mieleckim Parku Przemysłowym, który obok
strefy ekonomicznej jest motorem rozwoju regionu.
W
efekcie, by ominąć szczegóły, choćby takie jak uzgodnienia projektu
obwodnicy z zainteresowanymi gminami, przez które droga ma przebiegać,
jakiś miesiąc temu obwodnicę zaczęto budować. Na razie jej pierwszy etap – odcinek od drogi wjazdowej na wysypisko śmieci do drogi powiatowej Mielec – Szydłowiec. Ten odcinek obwodnicy ma być ukończony w 2014 roku.
Ale
– jak zawsze – jest „ale”. A ten przysłowiowy „siny dym” mógłby nad
miastem się snuć, gdybyśmy bez końca konsultowali, uzgadniali,
rozmawiali, pisali itd. ,itp.
Każde rozwiązanie – nawet najlepsze – będzie
mieć i zwolenników, i przeciwników. Przeciwnicy jednak nie zawsze
przyjmują argumenty, u nich liczy się indywidualizm. Stąd protesty z
różnych zakątków powiatu także już po zatwierdzeniu projektu. I tak w koło Macieju…
A następne etapy obwodnicy czekają na uzgodnienia, konsultacje…
Obyśmy umieli się porozumieć!
Krystyna Skowrońska
Krystyna Skowrońsk
a
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zanim napiszesz przeczytaj regulamin
Komentarze są moderowane